Czy warto jest zrobić sobie dzień wolny? 🤔
Ostatnio zwątpiłam! No bo tak. Mam trójkę kochanych urwisów. Poza domem—jeśli nie liczyć pisania książki—to na razie nie pracuję. Więc wiecie, prawie połowa lata, a ja tu powoli od zmysłów odchodziłam, bo, pomijając fakt że uwielbiam tych urwisów, kocham nad życie!!!—to bądźmy szczerzy: To. Jest. Trudne!
Najmłodszy urwis roczku jeszcze nie miał. Dopiero niedawno zaczął przesypiać noce, potem przestał bo zaczął ząbkować…masakra. Czasami czuję się jak wrak człowieka! Dlatego w lipcu wpadłam na genialny pomysł—cały, calutki dzień wolny, od samiutkiego rana, do samiutkiego wieczora, tylko ja—bez żadnych krzyków i kłótni, bez żadnych naczyń i stert prania które już błagają żeby być złożone, bez żadnego pośpiechu bo muszę zdąrzyć do domu np. na karmienie. Brzmiało to normalnie lepiej niż tydzień na Karaibach. (OK, może lekko przesadziłam! 🤣🤣🤣 Ale brzmiało naprawdę rewelacyjnie.)
Więc zaczęły się wielkie przygotowania do Dnia Wolnego Mamusi—poczynając od zorganizowania opieki dla dzieci. Proste. Dziadkowie i tak przyjeżdzają w każdy wtorek, więc dzień wolny zaplanowałam na wtorek. No ale…hmm…oni to dopiero tak na 11 się wyzbierają, bo tata lubi sobie pospać, jak się obudzi to ćwiczenia, śniadanko, te sprawy, no i wtedy jeszcze godzina dojazdu. Zacząć mój wielki dzień wolny dopiero o jedenastej??? Nieeeee, zdecydowanie za późno. No to telefon do niańki, czy może przyjechać na rano. Może. Super! 😁 A wieczorem oczywiście mąż z pracy przyjedzie, da dzieciom obiad, położy spać. Załatwione!
W wymarzony dzień, najmłodszy kochany urwisek budzi mnie około godziny 5. Lekko wkurzona (bo oczywiście w każdy inny dzień to da pospać przynajmniej do 6, a wiecie, taka godzinka rano to robi różnicę 🤪) daję mu mleko i kładę z powrotem spać. Wtedy dochodzę do wniosku że to w sumie dobrze że tak wcześnie, przynajmniej na spokojnie przygotuję wszystko dla niańki, dla dziadków, dla siebie. Przede wszystkim najważniejsze—kawusia i śniadanie, na tarasie przy wschodzie słońca, o! Już ten dzień zaczyna się dobrze.
Potem, najedzona, mile zrelaksowana, biorę się do roboty. Najpierw harmonogram dla najmłodszego trzeba rozpisać. Otwieram szufladę, tam tysiąc ołówków ale żaden naostrzony, długopisów oczywiście zero. Gdzieś na dnie jakiejś torby znajduję w końcu coś do pisania więc siadam do stołu. No ale zaraz zaraz, przecież nie mogę napisać całego harmonogramu, bo czas pierwszej drzemki zależy od tego kiedy mały się obudzi a on jeszcze śpi! 🙄 OK, przypinam kartkę do lodówki żeby się nie zgubiła, zrobię później.
Lepiej najpierw sama się ubiorę i spakuję plecak. No ale…Kurcze. Przecież mały śpi u nas w sypialni. Nie mogę teraz tam wchodzić po ciuchy!! 😤 Dobra, dobra, bez paniki, jest dużo innych rzeczy które mogę zrobić w międzyczasie. Na przykład obiad. No bo gdzie tam jeszcze będę obarczać mamę robieniem obiadu jak będzie miała tych trzech urwisów na głowie! Wyciągam elektryczny garnek, to będzie najłatwiejsze rozwiązanie, i dziękuję Bogu że przynajmniej wczoraj wyciągnęłam jakieś mięso do rozmrożenia. Jednak nie najgorzej jeszcze ze mną. 🙃😉
No ale że ja jestem taką typu kucharką że oprócz schabowych i rosołu to praktycznie wszystko muszę z przepisu robić, to najpierw szperam w necie żeby wiedzieć co i jak z tym mięsem mam zrobić żeby sprawy nie spieprzyć. 😂😂😂 Szperam, szperam…no i wtedy najmłodszy budzi się już na dobre i trzeba mu śniadanie dać. Pomiędzy łyżkami kaszki zerkam w ten internet, w końcu coś znajduję, zaczynam kroić cebulę, karmię, kroję, karmię, ocieram łzy (cholerna cebula!), za chwilę schodzi dwójka starszych, ja patrzę na zegar, tu coraz mniej czasu, ja jeszcze nie gotowa, nie spakowana, zlew pełen brudnych naczyń, obiad nie gotowy, aaaaaaaaaaa! Głęboki oddech…
Jakoś ogarniam to śniadanie i ten obiad, i wtedy zaganiam najstarszego do mycia naczyń. Ten staje przed zlewem, podwija rękawy—i zaczyna marudzić. 😬 Słońce go razi w oczy, wyobraźcie sobie! 🤨 No szlag by to wszystko trafił. Patrzę na niego tym wzrokiem, wiecie, tym wzrokiem co mówi “Przestań w tej chwili głupio gadać,” no ale, schylam się do jego poziomu, i…cholera, to wstające słonko razi prosto w oczy!!! Faktycznie, tak myć naczynia to całkiem do dupy. No dobra, mówię mu żeby przyszedł za pół godziny. 🙄
Wtedy to zaczynam dosłownie latać żeby siebie przygotować, bo tu jeszcze włosy nie uczesane, nogi nie ogolone, a jak zaczynam golić nogi to zauważam że lakier z paznokci u stóp zaczyna mi schodzić, patrzę znowu na zegar, niańka za pół godziny już ma być, pieprzę, nie maluję na nowo!!!
Ale nie. Nie. Mogę być niewymalowana, włosy w jakimś rozczochranym koku mogą być, wszystko mogę ominąć, ale nie paznokci u stóp. Więc maluję jednak na szybko, ubieram się, do plecaka wrzucam strój kąpielowy i ręcznik (o kremie na słońce też nie można zapomnieć!), potem ten cholerny harmonogram trzeba w końcu wypisać, dzieci ubrać, a tu dzidziusiowi pieluszkę zmienić, w międzyczasie 4-latek woła że chce kupkę...😟 No wściekli się czy co?!!
No i tak generalnie wyglądał poranek Dnia Wolnego Mamusi. Jeszcze 9 nie było a ja już ledwie miałam siłę. 😆 Mówię Wam, naprawdę zwątpiłam czy warto tyle zachodu dla jedynie dwunastu godzin.
Ale potem...jak już przyjechała niańka a ja wsiadłam w auto i zostawiłam ten cały chaos za sobą, jak już włączyłam płytę Oddziału Zamkniętego na całą parę i przygazowałam tym swoim bordowym minivanem 🤪😎😁—zaczęłam podejrzewać że chyba może jednak warto.
A jeszcze później, jak już siedziałam w kajaku na środku jeziora otoczonego górami, jak napełniałam płuca świeżym powietrzem, upajałam się ciszą i słońcem, jak wskoczyłam do ciepłej wody i zaczęłam cieszyć się jak dziecko (dobrze że w przepływających obok mnie kajakach byli Amerykanie, bo jak by byli Polacy to napewno by sobie pomyśleli co tu za wariatka się pluska i szczerzy zęby sama do siebie 🤣🤣🤣) —wtedy to wiedziałam że napewno, w stu procentach, WSZYSTKO było warte tego dnia. Odżyłam. Poczułam się znowu jak JA.
Więc bez względu na to czy macie dzieci czy nie, naprawdę gorąco polecam zrobić sobie taki dzień wolny od rzeczywistości, taki dzień tylko i wyłącznie dla siebie—chociażby niewiadomo jak ciężko byłoby go sobie załatwić. To jest coś cudnego. To jest coś, co potrzebują nasze dusze. ❤️
Tylko radzę może z taką wyprawą zorganizować się ciut lepiej niż ja! 😉